Lulu przeszła pomyślnie zabieg ubezpłciowienia. Sama operacja to pikuś, za to następne kilka dni zapisze się w rodzinnych annałach jako Noce Wściekłej Lukrecji. Widzicie ten wzrok? No właśnie, gdyby mogła, zabiłaby nim wszystkich debili, którzy ubierają koty w kaftany (ta podłoga to przed odkurzaniem, normalnie jest chyba czyściejsza…).
Lola rozpoczęła karierę malarską. Aktualnie jest w fazie akwareli. Brodzimy w stertach brudnych gazet, mokrych pędzli i zamalowanych kartek. Mimo młodego wieku malarka już cieszy się uznaniem koneserów i krytyków. Którzy są skłonni nawet płacić za szczególnie udane dzieła. Na przykład za mroczną wariację na temat „Pies w deszczu”. Mąż zachwycony obrazem, błagał autorkę o możliwość nabycia tegoż. Autorka jednakże odmówiła, argumentując,że obraz ze względu za wartość sentymentalną nie jest na sprzedaż. Zdeterminowany Mąż przebił dwukrotnie przeciętną cenę i tą, nie bójmy się tego słowa, łapówką, przekonał malarkę, która orzekła: – no dobrze, poczekaj dziesięć minut, to ci go dam.
I rzeczywiście, po kwadransie mąż został szczęśliwym posiadaczem dzieła, które prawdopodobnie za trzydzieści lat będzie warte tyle, co samochód Kuby Wojewódzkiego. A malarka przyszła do mnie później, dziwnie skruszona i wyszeptała: słuchaj, mamo, ja bardzo lubiłam ten obrazek, więc namalowałam tacie taki sam, i wcale nie zauważył. Tylko błagam, nie mów mu, że dostał PODRÓBKĘ!
PS Wciąż czuję się normalna. Tak dla pamięci piszę, bo w końcu ten blog służy mi jako pamiętnik i muszę zapisywać wszelkie dziwne wydarzenia i uczucia. A to dziwne, nie?