Zgodnie z życzeniami szanownych czytelników przywiozłam do Polski pełną walizkę wysokich temperatur. Komu pranie nie schnie – na balkon! Kto się opalić nie zdążył – do parku albo na basen!
Napradę doceńcie ten gest, bo w drodze powrotnej miałam wrażenie, że już absolutnie nic, nawet dodatkowa flaszka wina, się nam do samochodu nie wciśnie, a tu proszę, ile jeszcze ciepła upakowałam:-)
W Hiszpanii było gorąco, błogo i leniwie, z naciskiem na gorąco, bo skautowska dusza mojego męża wyciskała z nas jednak jakąś aktywność. Droga w obie strony była potwornie męcząca i zakończyła się moją deklaracją, że w najbliższym dwudziestoleciu nie wybieram się samochodem absolutnie nigdzie, jeśli nie da się przejechać trasy w ciągu jednego dnia. Szczególnie z noclegami na kempingach. Dobra, dobra, mówcie, żem stara i leniwa, ale do cholery, w okolicach czterdziestki codziennie rozbijanie namiotu i nocowanie na dmuchanym materacu z komarami i mrówkami w śpiworze powinno być zakazane z przyczyn zdrowotnych.
Małoletni znieśli to wszystko z dużą dozą wyrozumiałości i cierpliwości, jednak poniekąd moim kosztem. – Mamoooo, co masz do jedzenia? – to pytanie nieustannie towarzyszyło mi w ciągu dłuuugich godzin codziennej jazdy i zmuszało mnie do monotonnnego wymieniania zawartości torbby z jedzeniem, która tkwiła między moimi nogami, a następnie wyławiania wskazanych przekąsek. Kiedy głód był chwilowo zaspokojony, czytałam im najnowsze odkrycie literackie w moim domu, czyli kolejne częsci Muminków. Znaczy, niby wszyscy oprócz Loli, już znali, ale okazało się, że głośne czytanie pozwala na nowo odkryć uroki starych przebojów.
Kiedy się zmęczyłam czytaniem i podawaniem konsumpcji na tylne siedzenia, usiłowałam wyprowadzić mojego męża z równowagi, bo on taki zrelaksowany był i w ogóle mnie nie podziwiał, że ja tak w tym samochodzie i na kempingach dzielnie sobie radzę.
Słowem, bardzo męczące to przemieszczanie było i zasadniczo nie polecam. Znaczy – urlop tak, drogi nie. No, i potem jeszcze rozpakowywanie, pranie i czyszczenie wszystkich rzeczy czterech osób z dwóch tygodni.
Znam większe atrakcje, hmmm…
PS. Lulu jak nowa. Następnego dnia po przyjeździe okulista zdjął jej szwy z oka. Lulu zachłysnłęła się widzeniem dwuocznym i szaleje. W pionie i poziomie. W międzyczasie dorosła i jakby zmądrzała. Łóżka wykorzystuje teraz tylko w celu spania, grzecznie maszeruje do kuwety, jedyne, co jeszcze jest punktem spornym, to dywanik łazienkowy. Ale cóż, negocjujemy, może się uda i dywanik ocaleje.
Jak się opiorę, oprasuję i nasprzątam, to napiszę i zdjęcia też będą, słowo.