Im bardziej jestem bezrobotna, tym bardziej jestem zapracowana. Ot, taki paradoksik życiowy. Przemy do przodu z odcinkami jak zaprzęg przez pola lodowe i czasu brak, do licha, żeby się nacieszyć statusem osoby-prawie-bezrobotnej. To wyjątkowo frustrujące. I czasu na bloga nie mam, i czuję się taka..cholera, realna, zero wirtualnego życia.
A tu ferie się zaczęły. I typowa dla rodzin polskich udręka, co zrobić z małoletnimi w ten trudny bezszkolny czas. Pani Hania, osoba o żelaznych nerwach, może mimo wszystko nie wytrzymać dwunastogodzinnej, całodniowej obecności moich słodkich maleństw, które znudzone, są skłonne do agresji werbalnej i fizycznej. Co skłania mnie do rozważania rozwiązań skrajnych.
– Co zrobisz ze swoimi dziećmi w czasie ferii? – zapytał mnie kolega, znany z niechęci do dzieci generalnie.
– Sama nie wiem – odpowiedziałam w zamyśleniu – w ogródku nie zakopię, bo ziemia za twarda. Może przykuję do kaloryfera i miskę podsunę? –
Kolega zatchnął się lekko, ale na wszelki wypadek podsunął usłużnie:
– No i widzisz, o feriach trzeba myśleć już w wakacje, wtedy można ziemne roboty wykonać –
A miało być tak pięknie. Wybieraliśmy sie do Egiptu. Jakoś nie wyszło, Mubarak za długo się zastanawiał nad odejściem i zawalił sprawę. Inne kraje, w których akurat nie szaleje rewolucja, nie są skorelowane z możliwościami naszego portfela, więc na razie Seszele i inne Teneryfy mogą sobie poczekać (jak znam życie, to jak już nas będzie stać, to tam wybuchnie wojna domowa, taki fart).
Drogą negocjacji rodzinnych ustaliliśmy, co następuje: jedziemy na trzy dni do Tropical Island pod Berlinem. To najbliższe znane nam miejsce, gdzie jest ciepło, dużo wody i palmy.
Jesteśmy zdeterminowani, żeby wygrzać kości na ciepłym piasku i wymoczyć odciski w błękitnych wodach tych czaderskich basenów. Lola od wczoraj pakuje garderobę godną gwiazdy filmowej. Ja od wczoraj się odchudzam, żeby nie musieć wciągać brzucha w kostiumie kąpielowym. Mąż od wczoraj zaklepuje noclegi. Misiek nie robi nic, jak zwykle, ale nie przeszkadza i to mu się chwali.
No. Będziemy mieli te ferie na plaży. Choćby i niemieckiej, co tam.