Zadano mi gwałt umysłowy i teraz czuję intensywną, choć małostkową, potrzebę publicznej zemsty.
Książkę wypożyczyłam. Do licha. A myślałam, że to dobry pomysł, żeby styczeń poświęcić na czytanie polskich autorów. Nazwiska nie znałam, ale: książka zgodnie z rekomendacją pani bibliotekarki obyczajowa, autorka polska, nazwisko nieznane (a wszak trzeba poszerzać horyzonty).
Trzy bohaterki: kobieta idealna, kobieta upadła i kobieta z mroczną przeszłością. Się przyjaźnią, przynajmniej deklaratywnie. Rozterki mają, problemy życiowe (czytaj – z facetami) i takie różne inne przypadłości.
Czasem napawają się urokami natury: „Rumiane słońce odbijało się w świeżym puchu, w kryształkach śniegu, niczym w zwierciadle, kokieteryjnie sprawdzało swoją niewątpliwą urodę, gładząc przy tym jej smutną twarz. Spojrzała na lazur nieba”
Nawet natura jednak nie daje sobie rady z rozterkami szarpiącymi bohaterkę: „Postanowiła, że jeśli Artur po raz kolejny stanie na jej wyboistej drodze, nie odtrąci go. Zaczęła marzyć o innych niż Piotra męskich oczach”.
No i stało się. Piotruś, były mąż, został odrzucony, jako niegodzien, bo się był oddalił mentalnie. Słusznie prawi mu bohaterka w ostatniej kłótni: „Zadałeś mi wiele niepotrzebnego i niezasłużonego cierpienia. Nie wyobrażam sobie już życia z tobą, nawet ze względu na dzieci i Boga. Oni też chyba by tego nie chcieli”
Zakładam, że bohaterka ma rację, zwłaszcza jeśli chodzi o interpretację Bożych pragnień. Nie rozumiem jednak, dlaczego nieszczęsny Piotruś ma tak fatalną reputację. Owszem, przeleciał przyjaciółkę ex żony, ale w sumie „Lidka czuła, że wzbieraja w niej dzikie żądze”, więc dlaczego „zamiast osiągnąć satysfakcję, Lidka poczuła się poniżona. Piotr, nie pytając o zgodę, pozostał w niej do końca”.
Mam w sobie dużo współczucia dla biednego Piotra, który zresztą w następnym rozdziale zachował się bardzo szlachetnie. Bo w ciągu kolejnych kilkunastu stron Lidka zdążyła zajść w ciążę (no tak, został do końca, mógł się jednak zapytać), urodzić, wrócić do porzuconego męża, dziecko zdążyło zachorować na nerki i tutaj, jak znalazł: Piotruś bohatersko nerkę oddaje swemu dziecięciu, a jeszcze dostaje za to powszechną pogardą po mordzie…
Czytałam sobie dość nawet spokojnie, czasem brwi podnosząc, czasem wybuchając wrednym rechotem, do momentu, kiedy zaczęła we mnie dominować ciekawość: kto i w jakich okolicznościach przyrody został nakłoniony do wydania tak potwornego, grafomańskiego i idiotycznego dzieła? No i czytam sobie notkę biograficzną autorki: dwa wydane tomiki poezji, dwie wcześniej wydane książki, kilka nagród, w tym za całokształt twórczości literackiej oraz, uwaga, za wybitne osiągnięcia w dziedzinie twórczości artystycznej!
O ja pier……Lekko się zachłysnęłam z wrażenia, książeczkę odłożyłam, a sama zasiadam przy biurku tworzyć „osiągnięcia w dziedzinie”. No, kochani, nic, absolutnie nic, co napiszę, nie może być gorsze od tego!
I bardzo proszę, nie piszcie mi, żebym teraz sięgnęła po Irvinga czy Cortazara, bo stracę zapał:-)
PS Jednak nie jestem świnia. Widzicie, oparłam się pokusie zamieszczenia nazwiska autorki.