– Pani Asiu! – słychać było nawet przez telefon, że pani Hania ma głos zaniepokojony – Co pani dziecku nagadała?! –
– Ale że co? – nie załapałam
– Wyszłyśmy ze świetlicy, jedziemy do domu, a Lola w płacz. I w krzyk. Ja nie wiem, o co chodzi, ona zawodzi rozpaczliwie: pani Haniu, pani Haniu, mama mi głowę urwie! Musimy wracać, bo mama mi głowę urwie! – No i musiałyśmy wracać do świetlicy po tego misia, bo podobno pani jej zapowiedziała, że jak go dziś nie przyniesie, to jej pani urwie głowę. –
– Eeee – zawiesiłam się – no możliwe, że coś takiego powiedziałam, ale wie pani, pani Haniu, że to taka przenośnia była? –
Lola najwyraźniej nie wiedziała. A ja tylko chciałam odzyskać mojego cudownego misia – termofor, którego dostałam na urodziny od siostry. Miś jest słodki, biały, puchaty, a po podgrzaniu woreczka w brzuszku robi się cudownie ciepły. Lola go oczywiście zaanektowała, i to tak skutecznie, że zostawiała go od poniedziałku w szkole. Ja tylko chciałam odzyskać mojego misia!! I w porannym pośpiechu rzuciłam barwnym tekstem celem wzmocnienia przekazu werbalnego.
Wycofuję się z tego, co kiedyś napisałam Fionie. Moja córka najwyraźniej nie rozumie przenośni…..Musiałam jej wieczorem przesięgać uroczyście i na klęczkach prawie, że nawet jak potwornie narozrabia, nigdy, przenigdy nie pozbawię jej tak integralnej części ciała.
– Bo ty jesteś mamusią, tak? – córka spojrzała na mnie z nową ufnością – dobrą mamusią, a nie żadnym głowourywaczem? –
Jasne, że tak, jestem dobrą mamusią. Która następnym razem ugryzie się w język….