Dawno dawno temu, kiedy jeszcze byłam szanującą się panią redaktor, pracującą nad prawdziwymi scenariuszami, moje rozrywki zawodowe dotyczyły najczęściej wdzięcznych idiotyzmów tekstowych: kiedy to bohaterka jednego scenariusza „szła z walizką i z wdziękiem”, a w drugim „autobus na wstecznym cofał się do tyłu”.
W mrocznej epoce telenoweli pojawiły się inne cieszące umysł rozrywki. Scenarzyści telenowel są solidnymi rzemieślnikami, którzy profesjonalnie wykonują swoją pracę. Wprawdzie i im zdarza się trochę zagubić w twardych zasadach gatunku:
redaktor – słuchaj, musisz dopisać do tego odcinka jeszcze sto słów-
scenarzysta – ale jak to? Różnych?
redaktor – błagam, wytłumacz mi, dlaczego oni w tej scenie jedzą budyń?
scenarzysta zirytowany – muszą jeść budyń, bo kredki już zbierali – (hmmmm????)
redaktor – ja mam wrażenie, że w tym odcinku widz się może pogubić –
scenarzysta oburzony na moje wątpliwości – jak się widz pogubi, to zrobimy stopklatkę i Jacek Dmoch będzie tłumaczył wszystko ze wskaźnikiem –
Ale generalnie współpraca idzie znakomicie, do czasu kiedy okazuje się, że udało im się przez nieuwagę kogoś zamrozić. Nie w sensie zmiany stanu skupienia wody, ale czasowo. Na przykład piszemy dramatyczną scenę, kiedy Manuela wkracza do gabinetu Arturra i oznajmia:
– Nie mogę z tym dłużej czekać. Muszę ci coś powiedzieć! –
Tu zgodnie z regułami sztuki zawieszamy scenę i gładko wrzucamy scenę następną, w której pani Basia rozważa sens swojego małżeństwa lepiąc 80 pierogów, a później scenę, kiedy Andżelika robi awanturę Ryśkowi, bo zaniedbuje ich adoptowane dzieci. Następnie, żeby nie trzymać dłużej widza w niepewności, wracamy płynnie do naszej Manueli. I co się okazuje? Że w czasie tych dwóch scen Manuella już porosłaby mchem i pajęczynami na progu gabinetu.
-Zamroziliście ich w tym gabinecie – rzucam karcąco do scenarzystów, którzy usiłują wybrnąć z mrożonki możliwie najmniejszym nakładem pracy:
– To może zacznijmy scenę tak: stoję tu od godziny. Kiedy wreszcie znajdziesz dla mnie czas?
– Albo: Jak już powtórzyłam ci tysiąc razy: nie mogę być z tobą –
– Albo: nie pokazujmy wcześniej Arturra, a teraz pokażmy, że śpi pod biurkiem i nie słyszy –
– Albo: Arturro, mówię do ciebie i mówię, że nie mogę być z tobą –
Na szczęście zawsze udaje nam się w miarę przytomnie wybrnąć z mrożonych bohaterów i możemy zająć się innymi zagadnieniami, na przykład rozwojem akcji:
redaktor: – dlaczego oni się nie kłócą? –
scenarzysta – bo są introwertykami –
redaktor – no, ale w ogóle nie ma między nimi konfliktów? –
scenarzysta – oni mają tylko konflikty wewnętrzne –
Żeby nie było – mam ciężką, odpowiedzialną, trudną pracę:-)