Wymyślamy z Lolą przeróżne sposoby na upał:
– wanna wypełniona letnią wodą, w której wylegujemy się popołudniami
– zraszacz ogrodowy, pod którym biegamy jak szalone wiewiórki, ślizgając się po mokrej trawie
-żołądek wypełniony lodami i wodą z lodówki, opite jak bąki zalegujemy potem na kanapie
– mokre kapelusze wciśnięte na nasze przegrzane głowy
Wieczorem i tak musimy wejść na górę, gdzie pokoje na poddaszu przypominają fińską łaźnię. Leżymy i dyszymy, przy otwartych na oścież drzwiach i oknach, czekając na nadejście zbawiennego nocnego pseudochłodku. Kot wyrusza na nocne łowy. Świerszcze grają jak obłąkane. Maciejka podwiędła i podsuszona wyciska z siebie resztki sił, żeby jeszcze popachnieć. Psy w oddali anemicznie poszczekują, bo nie chce im się pyska otworzyć.
Czy ja narzekałam kiedykolwiek na to, że jest mi za zimno?? Zmieniam plany emerytalne. Do tej pory myślałam o małym domku na Florydzie. Ciekawe czemu teraz dużo bardziej kusząca wydaje mi się północna Norwegia?