Pamiętacie jeszcze Małą Lu? Chude, kościste stworzonko, które wyglądało, jakby miało się za chwilę przewrócić??
Oto Lukrecja dzisiaj.
Boję się jednak, że niedługo zdjęcie straci na aktualności i Lulu będzie wyglądać mniej więcej tak:
Gdyby istniały grupy wsparcia dla kotów, Lulu mogłaby przedstawiać się:
– Jestem Lukrecja i jestem jedzenioholikiem.-
A gdyby istniały grupy wparcia dla właścicieli kotów, szukałabym tej „Wszystkożerne, kosztowne potwory”.
-Szaszetka? Jak miło, wyciśnij mi tu szybciutko do michy, a kiedy już wyciśniesz wszystko, akurat zdążę opróżnić miseczkę i będziesz mogła dorzucić mi jeszcze trochę tego kurczaka z obiadu. Szybciej, kobieto, od kwadransa nie jadłam i zaraz umrę z niedożywienia. Tylko w międzyczasie przekąszę parę kocich chrupek i ten okruszek z podłogi, nie będziesz musiała zamiatać-.
Szynka, parówki, banany, drożdżówki, marchewka z zupy, suszone liście z zeszytu Loli, kompozycja kwiatowa ze stołu, jabłko, wszystko-co-przypadkiem-wyleci-ci-z-ręki. Zaczynam podejrzewać, że Lulu w poprzednim wcieleniu żebrała na ulicach Kalkuty. Żałosny płacz ma opanowany do perfekcji, smutne i zbolałe spojrzenie łamie najtwardsze serce, a Lu jest taka mięciutka, przymilna i czuła, że nie ma człowieka, który się nie złamie i nie odejmie sobie od ust, żeby biedne kociątko nakarmić.
Bo problem w tym, że Lukrecja jest absolutnie słodka. I piszę to nie bez rozgoryczenia. Znałam zw życiu wiele kotów, ale takiego jak Lu jeszcze nie. Chodząca łagodność i sama słodycz. Żadnego gryzienia i drapania, zero agresywności. W repertuarze perswazji operuje wyłącznie żałosnym piskiem, spojrzeniem kota ze Shreka, oraz umiejętnością zamieniania się z milczący, nieruchomy wyrzut sumienia. Zastyga tak i patrzy, patrzy z niemym cierpieniem na pyszczku, a ofiara, którą sobie upatrzyła, je coraz wolniej, z trudem przełyka kęsy i w końcu się łamie. Nie ma mocnych na Lukrecję…
Jedyne co ją jeszcze ratuje przed zaawansowaną otyłością, to aktywność fizyczna. Lulu jest wyczynowym zrzucaczem. Niedługo będzie startować w olimpiadzie, jeśli tylko stworzą taką konkurencję.
Cokolwiek kładziemy na stole, natychmiast ląduje na podłodze. Lulu potrafi wygarnąć łapką orzecha z miski i kredkę z piórnika. Ostatnio specjalizuje się w winogronach, które wygarnia z talerza tak delikatnie, ze lądują na podłodze bez szwanku. Umie wydłubać guziki z pudełka i monety z portfela. Jako że te ostatnie rzadko wracają, podejrzewam, że Lukrecja składa sobie na czarna godzinę, gdyby nadszedł kiedyś ten straszny dzień, kiedy nie dostanie dwóch podwieczorków (przy okazji – mój kot kupowałby Whiskas, chociaż wyłącznie kurczaka w galaretce i przeraźliwie cuchnącą sardynkową magmę)….
Zastanawiam się, jak z tego wybrnąć? Skoro ostatnio zarabiam niemal wyłącznie na kocią karmę? Co oczywiście świadczy o tym, jak marne są moje zarobki, ale tylko Inka pamięta o tym fakcie, arystokratycznie skubiąc swoją mini porcyjkę. Półkot zbiera chyba zapasy na zimę, bo od miesiąca zamieszkał pod moimi drzwiami, i żre na potęgę.
No i Lulu….słodka mała żarłoczna Lu…Wiem!
Muszę ją wcisnąć do reklamy Whiskasa! Nawet przy piętnastym dublu będzie wykazywała przy misce taki sam entuzjazm:-) No. Może mi się chociaż koszty miesięcznego wyżywienia zwrócą, a jeśli nie, to przynajmniej młoda przeje się na planie i będzie chociaż dzień spokoju?