Mam taką półkę, na której trzymam podręczną apteczkę- nie z plasterkami i Apapem ,tylko z książkami, które służą mi jako pierwsza pomoc w przeróżnych dolegliwościach fizyczno – duchowych. Oto krótki przewodnik po „Medycynie bibliotecznej by Asia”:
1 „Życie wśród dzikusów” i „Poskramianie demonów” Shirley Jackson – na problemy emocjonalne wynikające z posiadania więcej niż jednego dziecka, więcej niż jednego zwierzęcia i więcej niż jednego pokoju. Lepsze niż Valium i czekolada. Efekt natychmiastowy murowany.
2. „Baranek” Christophera Moore – lek na męczące dyskusje religijno – światopoglądowe, działa jak odtrutka błyskawiczna w przypadku przyjęcia zbyt dużej ilości konwersacji z Lolą na w/w tematy
3. „Małżeństwo po szkocku” zupełnie nieznanej mi (i słusznie) autorki – neutralizuje potencjalnie szkodliwy wpływ literatury intelektualnej (ostatnio zażywałam po spożyciu „Toksymii”) – bezdennie głupi romans historyczny, gdzie bohaterka zajmuje się wyłącznie przymierzaniem żonkilowych toczków, perłowych krynolin i futrzanych etoli
4. „Podróż do kresu nocy” Celine – na nieokiełznane przypływy radości życia, działa na zasadzie przeciwnej do antydepresantu. Uwaga! Zażywany w większych dawkach może prowadzić do nieodwracalnych uszkodzeń w psychice, a nawet do zgonu (samobójczego)
5. „Colas Breugnon” Romain Rollanda – recepta na wszystko. Ustawia świat we właściwych proporcjach, dystansuje, odpręża, po dłuższej lekturze przerywa ataki frustracji, niechęci do bliskich i zwątpienia w sens życia. Ostrożnie- może powodować zwiększony apetyt!
6. „Zabić drozda” Harper Lee – koi stany depresyjne związane z wiekiem, pozwala podryfować w świat dzieciństwa i dzięki temu na chwilę zapomnieć o tym, jak cholernie szybko się starzeję
7. „Miasteczko Salem” Kinga – w przypływach irytacji na najbliższe otoczenie, w tym upierdliwych sąsiadów, dzieci hałasujące za oknem i nieuprzejmą sprzedawczynię. Bo tylko jedno ugryzienie wystarczyło by przecież, żeby cały dzień był spokój – ta myśl naprawdę uspokaja. Uwaga, skutki uboczne zapewnione – po pierwszej lekturze żadna ludzka siła nie zmusiłaby mnie do odsunięcia wieczorem zasłony w oknie, a mieszkałam wtedy na 4 piętrze…
Dla zainteresowanych mogę katalogować moje lekarstwa dalej, a na razie polecam się jako domorosła farmaceutka – bibliofilka. Może założę sklep internetowy? Pod hasłem: „Powiedz, co cię boli, a ja znajdę na to lekturę”?