Gdzieś mi zniknął miesiąc. Wiem, że jakoś tak pomiędzy końcem kwietnia i początkiem czerwca teoretycznie powinien być maj. Chyba był. Nie zauważyłam.
Śmierć babci. Święta. Urodziny Loli. Egzaminy Loli. Wybieranie liceum. Tygodniowy wyjazd na majówkę. Operacja Loli w Międzylesiu. Kolejne kontrole pozabiegowe pochłaniające większość dnia ze względu na odległość i organizację polskiej służby zdrowia. Składanie wniosków do liceum. Bardzo intensywna praca zawodowa. Golf z mężem. Ogarnianie zachwaszczonego ogrodu. No życie po prostu. Człowiek się rozgląda wokół i odkrywa, że już kwitną akacje. To niesprawiedliwe. Niech mi ktoś odda ten maj, do cholery!
Nie ukrywam, że najbardziej czasochłonna była Lola. Chyba nie angażowała mnie tak od czasów raczkowania i pierwszych kroków.
Szumnie nazywany operacją zabieg miał na celu usprawnienie oddychania, bo Lola ze względu na dramatycznie krzywą przegrodę i przerost małżowin nosowych praktycznie nie może oddychać przez nos, co przy astmie dodatkowo komplikuje jej życie. Małżowin się pozbyliśmy i udało nam się nawet zapisać ją na operacje przegrody. Pierwszy wolny termin – koniec sierpnia 2021! Hurra!
Egzaminy wypaliły mnie emocjonalnie do cna. Bo Lola prawie schodziła z nerwów, a ja współodczuwałam. W dodatku jak ta idiotka dałam się wkręcić w trójkę klasową, co oznaczało, że musiałam np serwować maleństwom kanapki w trakcie przerw (a teraz ganiam na jakieś bezsensowne zebrania dotyczące balu, gdzie z namaszczeniem ustalamy kolor serwetek i ilość balonów…). Więc egzaminy mi też zabrały dużo czasu i energii.
No i nie wiem, jak jej poszło. Ona też nie wie, bo się za bardzo denerwowała. Jesteśmy jednym wielkim znakiem zapytania aż do 14 czerwca.
Z liceum też jazdy makabryczne. Bo ona się nigdzie nie dostanie, i nic nie umie, i do niczego się nie nadaje, a w ogóle to nikt jej nie polubi i na pewno ją wywalą po pierwszym semestrze. Kazałam jej się martwić po kolei, a nie wszystkim na raz, żeby jej tematów nie zabrakło. Ale sama się martwię, bo sytuacja nie wygląda najlepiej.
Jestem zmęczona. Jakoś tak życiowo wymięta. Wymemłana. Ale żywa. I wchodzę w czerwiec wierząc, że będzie OK. Że wszystko się uda. Że będzie spoko.
I że w końcu napisze jakiś lekki dowcipny wpisik na tematy ogólne.
Maje tak mają i tu bym kropkę postawiła. Na horyzoncie lipiec i tego się trzymajmy! Pozdrawiam ciepło
PolubieniePolubienie
Zaraz, jeszcze czerwcem bym się nacieszyła w międzyczasie:-)
Bo jaśmin i czarny bez i w ogóle inne takie, o czereśniach nie wspominając:-)
PolubieniePolubienie
Wiesz, czytając Cię ja nawet nie muszę prowadzić własnego pamiętnika, tak nam się pokrywa – no może z wyjątkiem tego golfa z mężem, bo mój na szczęście nawet nie wie, jak wygląda kij…
PolubieniePolubienie
No widzisz, jak się dobrze składa:-) Oszczędzasz sobie fatygi pisania pamiętnika. Jakby co, sięgasz na mojego bloga i już wiesz, co robiłaś w maju 2019:-)
PolubieniePolubienie