Poproszę pół kilo izolacji

Że co? Że długo nie pisałam? A dajcie spokój. Co się już-za-momencik zebrałam, to świat wykręcał nowego fikołka. No i jest tak (teraz telegraficzny skrót półrocza): Pandemicznie wylądowaliśmy raczej na minusie. Męża firma poleciała wypowiedzeniami już pod koniec marca. Więc mąż bez pracy i na razie w marnymi perspektywami na nową, no bo wiadomo, świat się chwieje w posadach, mocarstwa upadają i jeźdźcy apokalipsy kłusem zmierzają w naszą stronę. Wierzcie mi, chwilowo bardziej niż brak dochodu niepokoi mnie fakt, że On Cały Czas Jest w Domu. To szalenie dziwne uczucie, taki mąż domowy, nadal nie przywykłam…

Miśkowi koronawirus zaszkodził podwójnie. Raz, że z powodu zamknięcia biblioteki uniwersyteckiej ma opóźnienie w pisaniu licencjatu, a miło by było w końcu zamknąć ten etap edukacji, nieprawdaż. Dwa, że dokładnie w momencie największej paranoi, kiedy to pamiętacie, człowiek przecierał spirytusem klamki, koty i podeszwy butów, Misiek zachorował. I to tak jakby spektakularnie. Rozpoznajecie objawy? Trwająca dwa tygodnie bez przerwy gorączka, codziennie ponad 39 stopni, duszności, masakryczne zmęczenie i osłabienie.

Oddanie się w tym czasie w ręce służby zdrowia było przejawem,  nie wiem, czy bardziej desperacji, czy rezygnacji. Ale spanikowani poddaliśmy się w końcu i zawlekliśmy Miśka do szpitala. Zakaźnego, a jakże. Wiecie, faceci w kosmicznych kombinezonach, namioty przed wejściem, stan oblężonej twierdzy i tak dalej. Misiek z gorączką 39,5 spędził tam upojne cztery godziny, poddając się rozlicznym badaniom. Ostatecznie zrobił niespodziankę wszystkim, bo okazało się, że właśnie ten dziejowy moment wybrał sobie na przechorowanie mononukleozy. No ale nerwy mi zeżarł dokumentnie, zanim się to przetoczyło do końca.

Lola i zdalne nauczanie. Epopeja raczej bolesna, i dla niej, i dla mnie – jako że pracowałam po przeciwnej stronie stołu. Staram się wymazać z pamięci te trzy miesiące, ciągle rwący się internet akurat w trakcie klasówki i wybuchy frustracji, bo nauczyciele wykazywali się doprawdy zadziwiającą kreatywnością i brakiem jakiegokolwiek wspólnego frontu. Pięć różnych platform do prowadzenia lekcji, nakładające się zajęcia, zadania wymagające paru godzin pracy dodatkowej, brak życia towarzyskiego, no długo by opowiadać. Jak nie uruchomią normalnej szkoły od września, obie przejdziemy na Xanax albo Prozac.

Za to ja potrzebuję terapii na już. Bo dla mnie pandemia nie oznacza izolacji, ale zagęszczenie na granicy tolerancji psychicznej. Od lat pracuję w domu. Co oznacza, że od rana do popołudnia jestem zazwyczaj SAMA. Karmię mój introwertyzm bardzo sporadycznymi kontaktami towarzyskimi i wyłącznie internetowymi kontaktami zawodowymi. Ale od ponad trzech miesięcy w moim domu przebywają niemal non stop cztery osoby. CZTERY OSOBY. Dorosłe, dobrze wychowane i sympatyczne. Ale jednak SĄ. Ciągle coś mówią, chodzą, oddychają. Jeść chcą, imaginujecie to sobie? Codziennie! Nalitośćboską.

Wiecie, co mi się śni od dwóch miesięcy?

Mała chatka w Bieszczadach, trzydzieści kilometrów od najbliższej wioski… stacja badawcza na Antarktydzie…dno Rowu Mariańskiego… schron przeciwatomowy pod trzystukilometrowym polem kukurydzy w Nebrasce…samotna misja na Marsa…

 

5 myśli na temat “Poproszę pół kilo izolacji

  1. Łączę się w bólu. Mój introwertyzm najczęściej objawia się po powrocie z pracy, kiedy to kuchnia przypomina pobojowisko a każdy czegoś chce… I te gary paszy jak dla pułku wojska, choć to tylko 4 dorosłe osoby. I to ciągłe myślenie co ugotować, żeby się nie narobić… Marzę o 2 tygodniach all inclusive w dziczy. Tylko żeby nikt nic ode mnie nie chciał i nie proponował zabiegów spa, bo nie zdzierżę.

    Polubienie

    1. Toż mówię – mała chatka w dziczy.:-) Taka, że jak kichniesz, to echo się niesie po górach. I nie musisz gotować. I sprzątać. I robić zakupów. Zjesz, co przypełznie. Nogą odsuniesz koty z kurzu. Oswoisz muszki owocówki. Tylko, żeby internet był:-) Możesz zająć tę chatkę najbliżej mojej (tak z 10 km w lewo) :-))

      Polubienie

  2. Jasne 🙂 Internet to podstawa 😉 I jeszcze musi być czytnik z „półką wstydu”, a właściwie „plikiem wstydu”. Tak ze 100 pozycji… I koniecznie BEZ telewizora (no ostatecznie Netflix… 😉 )

    Polubienie

  3. Mój mąż pracuje zdalnie od 12.03…..jak mnie cieszy fakt, że mogę chodzić do pracy…na dodatek on ma pschozę, że się zarazi i jak już opuszcza gawrę to musi być coś bardzo ważnego, a ja tak lubiłam te jego delegacje…kilka dni tylko z inwentarzem domowym….

    Polubienie

Dodaj komentarz