W ramach prezentu mikołajkowego sprezentowałam dzieciom bilety na Gaelforce Dance – koncert muzyki i tańca irlandzkiego. Nie mam pojęcia, czy to nie nazbyt antyczne rozrywki dla nowoczesnej młodzieży, ale liczę na to, że wrócą tak zachwyceni, jak ja wiele lat temu, kiedy sama obejrzałam to przedstawienie.
Mąż od dwóch dni szusuje po alpejskich stokach. Wygląda na to, że coroczny męski wypad na narty przebiega w tradycyjnej atmosferze, bo pisze do mnie albo na kacu, albo ze stoku. Żadna z tych aktywności nie wydaje mi się zbyt ciekawa, ale co tam, grunt, że on jest zadowolony.
Siedzę więc w domu sama, piję rumianek karmelowy i i odczuwam głęboką życiową satysfakcję. Mój kalendarz zapowiada się tak ekscytująco! Spotkanie z seksuologiem sądowym w ulubionym klubie i wykład profilera na uczelni, a dla równowagi spacer z alpakami i warsztaty na temat nietrzymania moczu. No tak – to ostatnie brzmi dość niepokojąco, wiem. Ale koleżanka była tak podekscytowana i tak mnie namawiała, że nie miałam serca jej odmówić. Zdam relację, czy było warto. No, i może dowiem się czegoś ciekawego, ostatecznie to coś, co może przytrafić się każdej z nas.
Skończyłam właśnie szydełkowy sweterek dla drzewa na zamówienie mojej córki. Najwyraźniej klasa Loli nie jest zbyt dobra z botaniki, bo uznali, że drzewa przed szkołą bezwzględnie potrzebują ciepłych, kolorowych okryć na zimę. Uznałam, że mogę kooperować w tym zbożnym dziele, postawiłam jednak na subtelne zielenie i brązy, żeby drzewa nie czuły się zanadto wyalienowane.
A propos Loli. Moja córka chce mieć węża. Albo maltańczyka. Misiek sugeruje dwa w jednym, czyli węża z pieskiem w środku, ja podpowiadam maltańczyka w terrarium, ale Lola jest twarda. Zimnokrwisty gad, jedzący mrożone mysie noworodki, albo biała, rozkoszna puchata kuleczka. Hmm, trudny wybór. Na razie obiecałam jej, że do negocjacji wrócimy, jak już dostanie się do liceum. Może to ją zmotywuje do nauki?
Robię listy prezentów gwiazdkowych, ale przyznam się, że nie mam jakoś do tego serca. Im jestem starsza, tym bardziej nudzą mnie świąteczne rytuały. Najchętniej wyjechałabym w cholerę i darowała sobie choinki, ozdoby i prezenty. Okropnie to brzmi, wiem. Ale chciałbym raz sobie odpuścić i nic, tak zupełnie nic nie robić, po prostu zignorować te kilka dni i zobaczyć, czy wszyscy zginiemy, czy też może nic się nie stanie. Czy was też czasem kusi taki eksperyment?