– Co to jest? – spytałam mojego syna po dłuższej chwili komtemplowania wyrafinowanej konstrukcji, jaką zbudował na stole. Skomplikowana wieża składała się głównie z tabliczek czekolady i puszek energetyków.
– To? – z goryczą odpowiedział Misiek – To piramida żywieniowa studenta.-
No tak. Sesja w toku, drodzy państwo. Misiek od kilku miesięcy jest dumnym studentem mojej i męża Alma Mater, czyli Uniwersytetu Warszawskiego. Dostał się w sumie śpiewająco na swój wymarzony kierunek i wydaje się być totalnie zadowolony i zintegrowany ze studenckim życiem. Żeby jeszcze tych egzaminów nie było, nieprawdaż?
Proces odpępowienia mojego starszego dziecka dobiega końca. W naszym domu mieszka prawie niezależny, zajęty swoimi sprawami, dorosły człowiek. Człowiek, zaznaczmy, z prawem jazdy, co niesłychanie podniosło komfort także mojego życia, bo wreszcie nie muszę dowozić Miśka co dzień rano na stację.
W ogóle to śmieszna sprawa z tymi samochodami. Ponieważ mąż w nowej pracy dostał obligatoryjnie samochód służbowy, nagle okazało się, że jesteśmy zmotoryzowani do przesady, jak amerykańska rodzina z przedmieść. Wypożyczyłam więc Miśkowi staruszka Stefana, żeby sobie dojeżdżał na PKP, a sama z pewną taką nieśmiałością przesiadłam się do śliczniutkiego samochodu męża. Początkowo to było dość traumatyczne ze względu na naszą znaczącą niekompatybilność wizualną. Próbowałam się czesać i malować przed jazdą, czasem nawet zakładałam ładniejsze ubranie, ale nic nie pomagało. Czułam, że wszyscy naokoło widzą, jak bardzo nie pasuję do tych eleganckich siedzeń i lśniących chromów. Wreszcie wpadłam na pomysł, żeby dostosować samochód do mnie, a nie na odwrót. Nadałam mu więc imię – Gustaw, schlapałam karoserię okolicznym błotem, powiesiłam mu na lusterku szydełkowego króliczka zombie, a deskę rozdzielczą obkleiłam szturmowcami Imperium, czyli stickersami z Lidla. Jakby lepiej, nawet przestałam się przeglądać w lustrze przed wyjściem z domu. Chociaż mąż już nie chce nim jeździć. Twierdzi, że czuje się jak matka, której ktoś wytatuował ukochane dziecko w obraźliwe napisy. Niestety nie wie, że jeszcze nie skończyłam z jego pupilkiem. Myślę o szydełkowym pokrowcu na kierownicę. Jak sądzicie? Czy lepiej futrzaste pompony?
– Czy naprawdę myślisz – spytała mnie właśnie z politowaniem Lola – że jak upchniesz krówki między jabłkami, to nabiorą podobnych właściwości zdrowotnych jak owoce? –
A nie? Na serio nie? Tak przez osmozę…