Mąż, jak wiadomo, gra w golfa. Kiedy nie może grać w golfa, ogląda kanał golfowy.
Dla niedowierzających – tak, naprawdę w otchłaniach TV istnieje kanał, w którym pokazują wyłącznie ludzi z kijami i pola golfowe. Ja w sumie nie protestuję, bo dla mnie to takie dość kojące doświadczenie: niebo niebieskie, hektary łąk zielonych, szeroko nad jeziorkami rozciągnionych, malowanych zbożem rozmaitem…..a nie, wróć, bez zboża, ale reszta się zgadza. Czasem palmy są i piasek.
Kilku panów komentuje niespieszną aktywność na ekranie stosownie przyciszonymi głosami, i powiem wam, że to szemranie to jest nawet przyjemne, usypiające wręcz.
No więc przydrzemuję ci ja sobie nad laptopem, słuchając mruczenia golfistów i proszę męża sennie – zrób mi herbaty, kochanie –
-Już, już – odpowiada nieuważnie mąż wpatrzony w ekran.
Czekam pięć minut – To co z tą herbatą? –
Ponieważ odpowiada mi cisza, patrzę na męża, zastygniętego w półprzysiadzie nad kanapą. Na twarzy męka niezdecydowania.
– Zaraz – mówi wreszcie mąż błagalnie – nie mogę w takiej chwili. Za duże napięcie, żebym mógł się oderwać od ekranu –
Patrzę podejrzliwie na pola golfowe (zielone, bez zmian), na ludzików z kijkami (chodzą se, bez zmian), na komentatorów (szemrają, jak szemrali) i już nie potrzebuję herbaty na podniesienie ciśnienia, bo atak śmiechu całkowicie mnie podnosi na nogi. Cóż znaczy prawdziwa sportowa pasja…..