To były bardzo męczące dwa tygodnie. Sama nie wiem, co zajęło pierwsze miejsce w moim rankingu stresów.
Czy traumatyczny tydzień przedkomunijny siostrzenicy, kiedy zastawszy moją siostrę piorącą maniakalnie i z rozwianym włosem kocie posłanie ze schowka pod schodami, uznałam, że jednak popadła w obłęd? Zaczęlam się bać, ponieważ moja siostra jest oazą spokoju i harmonii i nigdy nie traci równowagi…
Czy dzień, w którym podejrzewałam męża o zdradę na podstawie niezbitych dowodów wizualnych i mogłam z nim o tym porozmawiać dopiero wieczorem?
Czy fakt, że z powodu regularnych opadów nie mogę skosić trawy, która sięga mi już po pas i za chwilę będę musiała ją potraktować napalmem, bo żadna kosiarka tego nie ruszy?
Czy stres bojowy, kiedy odkryłam, że złowieszcza Owocówka Śliwkóweczka znów chce zawrzeć bliższą znajomość z moimi śliwkami (a rok temu znalazłam jedną!@# nierobaczywą śliwkę na obu drzewkach)
Czy jednak ta potworna chwila, kiedy na dolnej szczęce zakleszczyła mi się metalowa forma z silikonowym wyciskiem i dentystka z paniką w oczach usiłowała ja wydłubać (formę, mam nadzieję, a nie szczękę). Ona się bała?! Bez żartów, to ja wyglądałabym do końca życia jak przeciwnik Bonda!
Czy wczorajsza niedziela, kiedy Potworna Komunia wreszcie nadeszła, obłęd mojej siostry osiągnął apogeum, a ja miotając w wysokich szpilkach usiłowałam zdążyć z przystawkami i krojeniem ciast, zanim goście wrócą z kościoła?
Czy dzisiejszy poranek, kiedy wysyłałam moją maleńką, słodką córeczkę pierwszy raz na kilkudniową wycieczkę szkolną i ze stresu nie śpię od piątej rano?
Czy przerażający moment, kiedy odkryłam, że na mojej brodzie rośnie włos?! Czekam na brodawkę na nosie i plamy opadowe, tfu, starcze znaczy.
Zaznaczam, że ani operacja mojego brata, ani uroczyste obchody siedemdziesiątych urodzin mojej teściowej, które także miały miejsce w ciągu tych dwóch tygodni, nie odbiły się trwałym piętnem na mojej psychice, jednakowoż także pochłonęło pewną część mojej uwagi i czasu.
W związku z tym naprawdę Nie Miałam Czasu na Pisanie.
PS. Ha, wiedziałam, że będziecie ciekawi, co z tym mężem. Wieczorem doczekałam się wyrozumiałego spojrzenia i szczerego współczucia: -biedactwo, musiało cię to męczyć cały dzień, mogłaś zadzwonić,, to bym ci wyjaśnił-. Tym samym wyjął mi broń z ręki, bo gdybym usłyszała: – to nie tak, jak myślisz, kochanie – krawaty fruwałyby po trawniku. Ale też wierzycie, że to koleżanka była, prawda?