nieco pogrzebowe Animal Planet

Jak każdy właściciel kota wiem, jakie jest moje miejsce w stadzie. Z pokorą akceptuję podziurawione jak sitka fotele i ławy, karnie sprzątam kocie rzygi spod stołu i nie ośmieliłabym się usiąść na fotelach przed kominkiem, które stosem różnokolorowych kłaków oznajmiają, do kogo należą. Bez protestu służę za sprzątaczkę, drapaczkę, kucharkę, podnóżek i  oddźwiernego.  Są jednak takie chwile, kiedy zastanawiam się nad tym, żeby wymienić koty na mniej agresywne stworzenia, nie wiem, może żółwie błotne? One przynajmniej zadowolą się sałatą.

Lukrecja, jako Wielki Łowca Ogrodowy, poczytuje sobie za punkt honoru demonstrować znakomitą formę łowiecką. Zazwyczaj demonstruje ją (tę formę) na środku pokoju, i to jakoś mocno monotematycznie. W sobotę – jaszczurki. Podczas wynoszenia piątej wijącej się zwinki (ogólny bilans: trzy żywe, jedna zdechła i jedna jakoś pomiędzy) zażądałam, żeby zmieniła formę zabawy, bo czuję się zmęczona.  Lukrecja przyjmuje za rzecz oczywistą, że zwinka porzucona po krótkiej zabawie w kącie pokoju grzecznie poczeka na kolejną rundę w tym samym miejscu. Jaszczurka ma, rzecz jasna,  nieco inne zdanie na ten temat. Wyciąganie mocno wkurzonego gada spod kanapy czy komputera NIE należy do moich ulubionych rozrywek sobotnich.

W niedzielę Lulu dostosowała się do moich żądań i zaczęła poranek ptaszkiem. Wyraziłam się brzydko i zabroniłam ciągu dalszego (nie wiem, czemu, ale od razu miałam wizję jak z Hitchcocka, podłoga zaściełana trupami mew i tak dalej). Lukrecja bez protestów przeszła więc na inne menu.

 Pierwszą mysz moja córka zabrała jej sprzed nosa. Drugą wyrwała jej  z pyska. Trzecią wypatrzyliśmy na trawniku w stanie ciężkim, nieoperowalnym. Ogon czwartej wypatrzył mąż, jak majtał się (ogon, a nie mąż) między zębami Lulu. Piąta – lekko trącona, czekała na ratunek na tarasie. Wszystko w ciągu kilku godzin – czyli kota gniazdo jakieś musiała wyczaić.

Lola zażądała natychmiastowej opieki dla cudem ocalonych maluchów. No, co miałam niby zrobić? Włożyć gryzonie z powrotem w zęby bestii? Wsadziłam myszy do akwarium i nie wiem, co to będzie. Chyba założę hodowlę…

Wczoraj wieczorem kopałam zbiorową mogiłę dla ofiar Lukrecji, bo już mi się znudziły rozsiane po całym ogródku nagrobki z kamyczków i karteczek Post-it z naprędce napisanymi przez Lolę epitafiami np „Tu spoczywa Momo. Był taką dobrą jaszczurką. Żegnaj, Momo”.

Kopałam więc, i zbierałam truchła, utyskując w trakcie ku wielkiej uciesze mojego męża: – Lulu, czy nie mogłabyś przynajmniej popełniać bardziej schludnych morderstw? Naprawdę żaden szanujący się morderca nie zostawia wszędzie rozwłóczonych zwłok. Ludzie będą gadać. W dodatku zwinki są pod ochroną. Ściągniesz nam na głowę kłopoty. –

Lulu oczywiście prychnęła tylko z pogardą i poszła zaczaić się na nornice pod płotem. To chyba będzie naprawdę duży grobowiec. Mam już nawet  pomysł na zgrabny napis: „Tu leżą nieszczęsne istoty, upolowane przez moje koty”.

Dodaj komentarz