Garść sytuacji z poprzedniego wieczora, które chyba skłonią mnie do napisania dzieła: „Rola telewizji w przeformatowaniu współczesnej rodziny”.
Jeżeli twoje siedmioletnie dziecko na propozycję wątróbki na jutrzejszy obiad odpowiada ponuro: – Wolałabym już zjeść surowe jądra kozy, a co to są jądra, mamo, tak przy okazji? –
Jeżeli czujesz małą łapkę klepiącą cię znienacka po pośladku, pytasz rytualnie – kto to mnie poklepał? – , i słyszysz odpowiedź: – John Kepler, mamusiu, to on! –
Jeżeli zadajesz siedmiolatce pytanie: – Czy możesz mi powiedzieć, panienko, kto tu tak potwornie naśmiecił? – a ona odpowiada ci z nienaganną dykcją: – Nie odpowiem na to pytanie przed przybyciem mojego adwokata –
Czujesz się trochę dziwnie. Zwłaszcza że nie masz, do cholery, pojęcia, kim był (jest?) ów Kepler, co cię klepał po tyłku – chyba przegapiłam ten program na Discovery, chociaz nazwisko brzmi znajomo…
Jeżeli jednak twoje dzieci sprawdzają program TV, po czym upominają cię surowo:
– Pamiętaj, że o 20 jest twoja ulubiona kreskówka, bo potem będziesz miała pretensje, że nie obejrzałaś –
Jeśli orientujesz się, że od dziesięciu minut prowadzisz ożywioną i pełną emocjonalnego zaangażowania dyskusję na temat: Kto jest fajniejszy – Doktor Dundersztyc czy Ferb?
Jeżeli odkrywasz, że naprawdę interesuje cię, co tym razem wymyślił Pan Kot, a przy odkurzaniu nucisz najnowszy przebój Hany Montany (- Mamooo, co ty śpiewasz, rany, błagam, uspokój się, kobieto – )
Zaczynasz się naprawdę niepokoić. Czy nie nastąpiło jakieś przesunięcie na linii?
Na wszelki wypadek mówisz surowym głosem: – Dzieci, do łóżek! Lola, kładź się, to ci poczytam –
Po czym słyszysz: – Mamo, wiesz, nie chciałabym cię zbytnio obciążać. Może tata mi poczyta, a ty zrób sobie ziółek –
Od jutra oglądam wyłącznie programy publicystyczne i TVP Kultura. Już ja ich załatwię. Ich własną telewizyjną bronią!