A zaczęło się niewinnie. Wracałyśmy sobie od babci, leniwym spacerkiem, słuchając śpiewu ptasząt.
– Czy ptaszki się żenią?- spytała rozmarzonym głosem Lola.
– Nie, nie muszą – westchnęłam, poniekąd zawistnie.
– Jak to? – Lolę wmurowało w chodnik – to skąd się biorą małe ptaszki? Przecież trzeba się ożenić, żeby mieć dzieci? –
– No właściwie – zaczęłam ciężko i bez entuzjazmu – to nie trzeba. Ludzie też nie muszą się żenić, żeby mieć dzieci –
Widziałam, że Lola ewidentnie nie pojmuje.
– Przecież dopiero jak się ktoś ożeni, to pani rośnie w brzuchu nasionko? –
– Do tego nie trzeba ślubu – wyjaśniłam cierpliwie – Tylko pana i pani, no i pan musi włożyć takie nasionko do pani brzuszka –
– Acha – zawiesiła się chwilowo Lola, a ja z nadzieją czekałam na zmianę tematu.
– No, ale – aj, to jeszcze nie koniec, ratunku – ale JAK on wkłada to nasionko, gdzie je ma?
– W siusiaku – wyczerpałam temat i swoje zasoby elokwencji.
Lola milczała, a jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki, w końcu ją odblokowało.
– Mamo, ty chyba żartujesz! – na buzi miała fascynującą mieszankę rozbawienia i niesmaku- ale on przecież musiałby być GOŁY! –
– No tak – westchnęłam z rezygnacją – inaczej się nie da –
Szłyśmy chwilę w milczeniu, młoda przetrawiała zdobyte informacje. Potem zachichotała i powiedziała szczerze:
– Mamo, ale wiesz, to musi być strasznie głupie-
I generalnie trudno się z nią nie zgodzić, nie sądzicie?